Strony

poniedziałek, 13 lipca 2015

Od Rosy

Moje życie coraz bardziej nabierało sensu. Po raz pierwszy od kąd straciłam rodzinę na prawdę poczułam że żyję.
Biegłam pod postacią konia. Galopowałam ile sił w kopytach omijając zwinnie wszelkie przeszkody. Natrafiłam na rzekę i zaczełam podążać wzdłuż niej. Powietrze tu było zimniejsze i przyjemniejsze. Przez chwilę miałam ochotę się zatrzymać i zanurkować w zimnych odmentach. Jednak nie zwolniłam ani na moment. Czułam się naprawdę wolna.
W pewnym momencie las stał się zbyt gęsty na szaleńczy galop na złamanie karku. Bez chwili wytchnienia przybrałam wilczą postać i wdrapałam się na drzewo. Skakałam z gałęzi na gałąź. Nie sprawiało mi to najmniejszego problemu. Nagle las się skończył a parę metrów przedemną był klif. Rzeka spadała w dół zmieniając się w rwący wodospad.
Większość wilków by się zatrzymała albo pobiegła w inną stronę, ale nie ja. Mnie nie przestraszy byle klif. Przyspieszyłam ile tylko mogłam i skoczyłam w dół klifu. Spadałam radując się wiatrem w futrze. W połowie drogi do ziemi zmieniłam postać na smoczą i niewiarygodnie szybkie spadanie zmieniłam w powolne szybowanie. Szybowanie to pozwoliło mi odpocząć po biegu i oczyścić umysł.
Nagle coś uderzyło mnie w skrzydło. Obejżałam się i ze zgrozą zobaczyłam że to był również smok tyle że trzy razy większy odemnie. Rozszarpane skrzydło łopotało niczym flaga na wietrze a przy tym niemiłosiernie bolało. Nie mogłam mu uciec. Ale mimo to zaryzykowałam. Znirzyłam lot ile tylko zdołałam i z bólem wylądowałam na ziemi. Przybrałam wilczą postać i zaczełam biec w stronę lasu. Nie zdążyłam. Poczułam jak smok swą wileką łapą uderza mnie. Dakej była już tylko ciemność.

<Ktoś? =3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz