-Wstawaj śpiąca królewno.-rzuciłem
Isabella powoli otworzyła oczy i ziewnęła.
-Co się dzieje?-spytała
-Już ranek. Przespałaś całą noc, a szkoda, bo było naprawdę ładnie.-mruknąłem zasypując piaskiem resztki ogniska
-Noc jest od tego żeby spać...-zaśmiała się
-Być może. Ale w nocy jest zawsze piękniej.-odpowiedziałem
-W takim razie co mnie ominęło?-wadera podniosła się z miejsca i stanęła na cztery łapy
-W sumie dużo, a jednocześnie niewiele.-zaśmiałem się
Moja towarzyszka chyba nie miała ochoty na zagadki, więc przestałem się śmiać i wróciłem do poważniejszego tonu.
-To ten... Idziemy na śniadanie, a potem w góry?-mruknąłem
-Chyba tak.-zgodziła się
Wziąłem w łapę pierścieni i wrzuciłem go do kołczanu. Wyjaśniłem, że to po to, żeby nie zgubił się w trakcie spaceru. Ona przytaknęła głową trochę jakby było jej to wszystko jedno, ale ja jednak byłem przejęty. Mimo nieprzespanej nocy, myśl o spotkaniu bogini w górach nakręcała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Swoją energię postanowiłem rozładować trochę na polowaniu, dlatego gdy tylko skręciliśmy do lasu rzuciłem się biegiem między drzewa.
-Dalej, spróbuj mnie dogonić!-zaśmiałem się
Ona podchwyciła zabawę i rzuciła się za mną. Jako, że nie chciałem wystraszyć potencjalnej zwierzyny, kładłem łapy miękko omijając suche gałęzie i liście, a moją towarzyszkę instruowałem, żeby robiła to samo. Po chwili udało mi się upatrzyć stado rogaczy, posłałem strzałę w kierunku jednej łani, która padła martwa na ziemię. Potem, kiedy stado rzuciło się w pogoń zrobiło się trudniej, ale i tak udało mi się ustrzelić młodego byka. Odstąpiłem Isabelli większą zdobycz, a sam zabrałem się za jedzenie swojej części. Po chwili na trawie zostały już tylko kości. Wytarłem krew z pyska i spojrzałem na waderę:
-Idziemy w góry?
-Idziemy.-zgodziła się
-Wiesz może którędy iść?-spytałem
Isabella zmieszała się nieco.
-Właściwie to nie.-powiedziała cicho
-Nie szkodzi. Mam sposób.-mruknąłem
Obszedłem trochę leśną polanę, na której się zatrzymaliśmy. Patrzyłem na drzewa dość krytycznym wzrokiem, aż w końcu znalazłem dużych rozmiarów dąb z rozrastającymi się gałęziami. Szybkim susem skoczyłem na jedną, a potem przechodziłem na coraz większą wysokość. W końcu, gdy byłem prawie na szczycie spojrzałem przed siebie. Daleko stąd, na horyzoncie malowały się niewyraźnie wysokie góry z ostrymi szczytami. Spowite były mgłą, co jeszcze bardziej utrudniało mi widoczność, ale i tak byłem pewny, że to o nie chodziło alfie. Pewny swego skoczyłem w dół i wylądowałem przed waderą. Ona była zdziwiona moim nagłym pojawieniem się, więc odskoczyła trochę do tyłu.
-Żyjesz?-spytała zdziwiona
-A czemu by nie? Ja... mam dużą wytrzymałość, mogę skakać z dużych wysokości i lądować na czterech łapach.-powiedziałem
-Jak kot. A powiedz mi mruczku, którędy teraz mamy iść.-Isabella podłapała mój dobry humor i również zaczęła żartować
-To będzie tam, na zachód.-wyjaśniłem
-A więc ruszamy.-powiedziała
Ruszyliśmy wolnym marszem, obaj nakręceni na wspaniałą przygodę. Kiedy wyszliśmy z lasu i skierowaliśmy na zarośnięty szlak prowadzący w góry postanowiłem jakoś przerwać milczenie towarzyszące nam od początku drogi.
-Może opowiesz mi coś o sobie?-zaproponowałem
-Czemu cię to ciekawi?-zdziwiła się
-No wiesz... będziemy iść jeszcze co najmniej parę godzin, więc chciałem jakoś przerwać milczenie. Poza tym trochę się już znamy, a ja nadal nie wiem o tobie nic.-mruknąłem
<Isabella?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz