Leżałam w swojej jaskini, plotąc Malam dobieranego warkocza na ogonie. W jej grzywie połyskiwały srebrne kamienie, a kopyta jarzyły się blaskiem.
Po co to robisz?
A ja wiem? Zajmuję czymś łapy. Przeszkadza ci to?
Ależ skąd. Może Nak w końcu zwróci na mnie uwagę.
Spojrzałam na nią uważnie. Leżała na ziemi, nie widziałam wyrazu jej pyska. Pozostawiłam to bez komentarza.
No bo wiesz... On jest taki... Ym, jak to określić... Chyba coś do niego... no wiesz.
To już mnie powaliło. Puściłam pasemko granatowego włosia i wytrzeszczyłam oczy w tył jej głowy.
Dobrze, że on tego nie słyszy. Że te myśli krążą tylko między nami dwiema.
Powiedziałaś Moonei?
Wróciłam do pracy, ale pół ogona się rozpuściło.
Nie. Bałam się, że ona to powie.
A ja to niby bank na rozmyślania, tak?
Część mojej świadomości jest zakorzeniona w tobie. Wiem, że nie powiesz. Za długo skrywasz własny sekret.
Znów zamilkłam. Spojrzałam za siebie, obserwując nocne niebo. Nie znałam pegaza od tej strony.
A i tak nie znam wszystkich twoich tajemnic
I bardzo dobrze.
To skomplikowane.
Jeszcze jak.
Zakończyłam fryzurę na jej ogonie i związałam ją kilkoma nitkami mocnej pajęczyny. Klacz wstała i na próbę podnosiła i opuściła ogon. Potem uderzyła się nim po bokach.
Jest idealny. Masz ochotę na spacer?
Nie odpowiedziałam, tylko zarzuciłam jej łapy na grzbiet, podskoczyłam i się podciągnęłam. Kaptur mi spadł, odsłaniając przepaskę na oczy i długie włosy. Poprawiłam go i mocno usiadłam na grzbiecie Malam, przed jej skrzydłami. Klacz wyszła w srebrny połysk księżyca, a kamienie w jej grzywie zamigotały. Już miałyśmy ruszyć, gdy nagle usłyszałam ciche kroki.
Leć.
<Ktoś?
PS: nie mam najmniejszego zamiaru odpisywać na poprzednie opowiadania *shrugs* >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz