Leciałem wysoko ponad drzewami zafascynowany otaczającym mnie krajobrazem. W międzyczasie wypatrywałem w dole czegoś co nadawało by się na ewentualny posiłek.
Nagle do moich nozdrzy dobiegł lekki zapach dymu i pieczonego mięsa. Zaciekawiony zniżyłem pułap i wylądowałem na wysokim głazie. Ujżałem przed sobą dużą jaskinię i wydobywający się z niej mały obłoczek dymu. Zaczołem się skradać w stronę jaskini z boku. Podszedłem do samej skały i nasłuchiwałem.
Nagle bezszelestnie z jaskini wyskoszyła wadera i wymierzyła łuk w moją stronę. Nałożyła strzałę i naciągnęła cięciwę. Miała na sobie dziwne szaty, a na głowie zakrywający oczy kaptur. Z pod niedo było widać jedynie wściekle wyszczerzone kły.
Rozprostowałem powoli skrzydła gotów do ewentualnego odwrotu bądź ataku.
-Czego tu?! - warknęła
Skoro była na terenie watahy to raczej musiała do niej należeć, pomyślałem.
-Należę do tutejszej watahy - odparłem
Po chwili wadera opuściła łuk.
-Można wiedzieć czemu tak agresywnie - zapytałem
<Gabrielle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz